Wywiad z Izraelskim pomocnikiem Wisły, Maorem Meliksonem. Jednym z lepszych piłkarzy rundy wiosennej tego sezonu w Ekstraklasie.
INTERIA.PL: Maor, czy znasz już jakieś polskie słowa?
Maor Melikson, piłkarz Wisły Kraków
- Tak... "Dzień dobry" i "dziękuję". Na razie tylko tyle (śmiech).
A kiedy słyszysz język polski, to rozumiesz już jakieś zwroty?
- Jasne, rozumiem już trochę słów z waszego języka. Ale nie namówisz mnie, żebym spróbował je powiedzieć! Wydaje mi się, że opanowałem już sporą część słów związanych z piłką nożną.
W Wiśle szatnia jest teraz wielonarodowa. Są w niej ludzie dosłownie z każdego zakątka świata. W jaki sposób się porozumiewacie?
- To proste. W szatni mamy tylko jeden obowiązujący język - to angielski. Nieważne, czy jesteś Polakiem, czy obcokrajowcem, w szatni Wisły musisz mówić właśnie w tym języku. Komunikacja nie jest problemem. To w końcu futbol. Jeśli jesteś dobry, to nieważne, w jakim mówisz języku.
Dlaczego zdecydowałeś się na transfer do Wisły? Nie miałeś ofert z silniejszych klubów?
- Mogę tylko powiedzieć, że Wisła złożyła zdecydowanie najpoważniejszą propozycję
Wysłannicy krakowskiego klubu kilkakrotnie oglądali mnie na meczach ligowych w Izraelu, co moim zdaniem było z ich strony bardzo miłe. Również w oknie transferowym Wisła dowiodła, że jest poważnym klubem. Ta oferta była dla mnie bardzo korzystna. Cieszę się, że tu jestem, bo sądzę, że w Wiśle tworzy się naprawdę mocny zespół.
Kibice Hapoelu Beer-Szewa cię uwielbiali, długo nie mogli pogodzić się z twoim odejściem. Byłeś kapitanem i prawdziwym liderem tej drużyny. Dlaczego zatem nie udało ci się zrobić kariery w którymś z czołowych klubów izraelskich?
- No cóż, występowałem kilka lat w Beitarze Jerozolima, który kibice Wisły doskonale znają (krakowski klub grał z Beitarem w eliminacjach Ligi Mistrzów w sezonie 2008/2009 - przyp. red.), potem byłem także zawodnikiem Maccabi Hajfa. Przed obecnymi rozgrywkami miałem ofertę z Hapoelu Tel Awiw (który w obecnym sezonie awansował do fazy grupowej Ligi Mistrzów - przyp. red), ale
mój klub nie pozwolił mi odejść. Nie chodziło wtedy o pieniądze, bo w Beer-Szewie mieliśmy dobre warunki finansowe. Działacze nie chcieli po prostu wzmacniać krajowej konkurencji. Ja też czekałem na ofertę zagraniczną i kiedy konkretną propozycję złożyła Wisła, nie miałem żadnych wątpliwości. Wtedy poszedłem porozmawiać z panią prezes klubu, ona zgodziła się na moje odejście i proszę bardzo - jestem w Krakowie
. Polska czeka na klub w fazie grupowej Ligi Mistrzów już od 15 lat. Z kolei izraelskie drużyny regularnie pojawiają się na tym etapie rozgrywek. Jak to robicie?
- No cóż, mamy w Izraelu naprawdę dobre zespoły. Taki Hapoel Tel Awiw zremisował z Schalke 04, które jest już w ćwierćfinale Ligi Mistrzów, a potem rozbił Benfikę Lizbona 3-0. W tym zespole gra kilku świetnych zawodników...
Choćby Eren Zahavi, który strzelił pięknego gola przewrotką w meczu z Lyonem. Widziałeś tę bramkę?
- Tak, to rzeczywiście był wspaniały strzał. Zresztą znam Erena i on ma szczęście do pięknych goli. Wracając jednak do poprzedniego pytania, izraelskie drużyny są na tyle mocne, że nie muszą obawiać się eliminacji Ligi Mistrzów, bo praktycznie w każdej fazie tego etapu rozgrywek są wyraźnie lepsze albo porównywalne z rywalami. Poza tym nasza droga do Europy jest trochę łatwiejsza, bo drużyny z Izraela są rozstawione nie tylko w drugiej, ale także w trzeciej rundzie eliminacji. Słyszałem, że polskie drużyny są w trochę gorszej sytuacji... To prawda?
Tak, mistrz naszego kraju rozstawiony jest tylko w drugiej rundzie.
- No właśnie, to utrudnia zadanie. W tym roku jestem z europejskimi rozgrywkami na bieżąco, bo śledziłem uważnie mecze eliminacyjne Hapoelu. Oni naprawdę w każdym spotkaniu fazy wstępnej byli wyraźnie lepsi od rywali.
Porozmawiajmy o Wiśle, w końcu krakowski klub też ma duże ambicje. Niedawno wraz z kilkoma nowymi piłkarzami promowaliście akcję marketingową Białej Gwiazdy pod hasłem: "Tej wiosny zwyciężymy po raz trzynasty!". Myślisz, że to prorocze słowa?
- Oczywiście! Z tego, co zauważyłem, Wisła jest klubem, który co roku chce walczyć o mistrzostwo Polski. Nie widzę powodu, aby w tym roku miało być inaczej.
Nie obawiałeś się, że w Krakowie mogą cię spotkać jakieś nieprzyjemności ze strony kibiców? Izraelska prasa ostrzegała cię przed grupą fanów, która jest rzekomo nastawiona wrogo wobec Żydów...
- Słyszałem o tych ostrzeżeniach, ale odkąd jestem w Krakowie, czyli od ponad miesiąca, nie zdarzyło się nic niepokojącego. Wręcz przeciwnie, wszyscy są dla mnie bardzo mili, a ja czuję się w mieście świetnie. Na razie zarówno na boisku, jak i poza nim wszystko układa się bardzo dobrze. Ludzie patrzą przede wszystkim na to, jakim jestem piłkarzem, a nie na to, z jakiego kraju pochodzę.
Kraków przypadł ci do gustu...
- O tak, to bardzo ładne miasto. Jest tu kilka pięknych miejsc, z których najbardziej podoba mi się Rynek i uliczki wokół niego. Razem z moją dziewczyną
spędzamy też sporo czasu w galeriach handlowych. Kraków jest po prostu bardzo miłym do życia miejscem.
W Wiśle twoim najlepszym kolegą jest pochodzący z Maroka Nourdin Boukhari. Czy zatem w Krakowie kwitnie przyjaźń arabsko-żydowska?
- Nourdin jest świetnym kolegą, facetem, który ma wielkie poczucie humoru. Kiedy przyjechałem na obóz treningowy i nie znałem nikogo, to właśnie on pierwszy do mnie podszedł i wprowadził do zespołu. Boukhari to ten rodzaj człowieka, z którym po prostu łatwo jest się zaprzyjaźnić. Nie interesuje mnie, z jakiego kraju pochodzi. Dla mnie liczy się tylko to, czy jest dobrym człowiekiem. A polityka? Ona nas nie interesuje - jesteśmy tylko sportowcami.
Czy twoja mama, Rebeka, odwiedziła cię już w Krakowie?
- Nie, przyjedzie dopiero w kwietniu. Ale za to widziała gola, jakiego strzeliłem Ruchowi Chorzów (Melikson zdobył bramkę na 3-1 - przyp. red.). Wiesz, moi najbliżsi co prawda nie znają się za bardzo na piłce, ale zawsze starają się oglądać moje mecze. To dla mnie bardzo miłe.
Jakie są twoje pierwsze wrażenia z Ekstraklasy? Nasza liga jest twoim zdaniem silniejsza czy słabsza od izraelskiej?
- Bardzo trudno odpowiedzieć na to pytanie. Na pewno polska liga jest zupełnie inna. Na razie jednak nie chcę wyrokować o tym, czy futbol w Polsce jest lepszy, czy gorszy od tego w Izraelu. Zagrałem dopiero dwa mecze - z Arką i Ruchem - na razie za wcześnie na oceny.
- W Izraelu staramy się grać techniczną piłkę. Jest u nas wielu zawodników, od których można nauczyć się widowiskowej gry. Może to też jest odpowiedź na twoje poprzednie pytanie o różnice między Ekstraklasą a naszą ligą. Kiedy jestem na boisku, zawsze staram się pokazywać z jak najlepszej strony, lubię efektowne zagrania.
W spotkaniu z Ruchem rozegraliście z Tomasem Jirsakiem akcję, po której trener Maaskant długo oklaskiwał was na stojąco. Jak często będziemy w tej rundzie oglądać Wisłę grającą taki futbol a'la Barcelona? - To rzeczywiście była ładna akcja, ale chwalić za nią trzeba głównie Tomasa, który fenomenalnie wyłożył mi piłkę. Moja rola ograniczyła się do skierowania piłki między słupki bramki
Co do Jirsaka, to uważam go za fantastycznego zawodnika. Zresztą siłą Wisły jest fakt, że na każdej pozycji mamy po dwóch dobrych graczy. Jestem przekonany, że w tym sezonie wspólnie osiągniemy sukces. Trener Robert Maaskant bardzo na ciebie liczy i pewnie spodobałaby mu się taka deklaracja, bo Holender widzi w tobie lidera zespołu. Co sądzisz o tym szkoleniowcu?
- Uważam, że to świetny fachowiec. Dobrze wie, kiedy trzeba być surowym, a kiedy można rozluźnić atmosferę. Gdy trener ma dobry dzień, to jego nastrój natychmiast udziela się drużynie. Atmosfera w klubie jest naprawdę znakomita.
źródło: interia.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz